czwartek, 22 marca 2012

Prawdziwa wartość

Przyszedłem do ciebie, mistrzu, bo mam ogromny osobisty problem. Czuję się tak mało dowartościowany, że wpadłem w depresję i nic mi się nie chce robić. Wszyscy mną pomiatają. Ciągle słyszę, że do niczego się nie nadaję, że nic mi dobrze nie wychodzi, że nic nie potrafię i jestem beznadziejny. Jak mam postępować, żeby to zmienić? Co mam zrobić, żeby ludzie mnie szanowali? - użalał się uczeń - Mówiłeś mi, że jestem zdolny i mądry, że będę "kimś", ale to okazało się kłamstwem.
Mistrz był czymś wyraźnie zajęty i nie patrząc na niego, powiedział: - Daj mi dzisiaj spokój młodzieńcze. Jestem bardzo zajęty swoimi sprawami i nie mogę ci pomóc. Najpierw muszę dać sobie radę z własnym problemem.
- No widzisz, ty też mnie ignorujesz - zauważył uczeń.
- Przyjdź może trochę później - zastanowił się mistrz i dodał: - A może chciałbyś mi pomóc? Mógłbym wtedy szybciej rozwiązać swój problem i zająłbym się twoją sprawą.
- Oczywiście mistrzu - niepewnie powiedział młodzieniec, obawiając się, czy podoła zadaniu, a jednocześnie czując ponownie odrzucenie z powodu odsunięcia jego potrzeb na później.
- Mam do spłacenia dług. Do jutra muszę oddać jednego dukata - ciągnął dalej mistrz - a nie mam pieniędzy. To jest mój problem.
- Ja też nie mam i ci nie pożyczę - wtrącił szybko uczeń.
- No cóż, trudno. Ale możesz mi pomóc inaczej - powiedział mędrzec. Zdjął przy tym pierścień z małego palca lewej dłoni i podał go młodzieńcowi mówiąc: Weź konia ze stajni i pojedź na targ. Sprzedaj ten pierścień. Pamiętaj jednak, abyś wytargował za niego możliwie jak najwięcej i nie zgadzaj się na cenę poniżej jednego dukata. Tyle mam oddać. Jedź szybko i wracaj z pieniędzmi.
Młodzieniec wziął pierścień, wskoczył na konia i pojechał na targ. Sprawa była tak prosta, że dziwił się, że mistrz nie może sobie z tym poradzić.
Na targu od razu zaczął oferować pierścień przy pierwszym napotkanym straganie. Handlarz patrzył i słuchał z zainteresowaniem do momentu, gdy uczeń wymienił cenę. Wtedy machnął lekceważąco ręką i odesłał go dalej. Inni kupcy reagowali podobnie. Kiedy tylko dowiadywali się, że chce za pierścień dukata, wybuchali śmiechem a niektórzy odchodzili. Najwięcej, ile młodzieniec mógł uzyskać, to dwadzieścia pięć miedziaków.
Pewien stary kupiec, zapewne z litości, był na tyle miły, że podjął się trudu wyjaśnienia mu, iż jeden dukat ma o wiele większą wartość niż jego pierścień. Ale kończąc swój wywód, też się uśmiechał. Ktoś inny, chcąc mu pomóc, zaoferował jednego srebrnika i worek ryżu, jednak młodzieniec, pamiętając pouczenia mistrza, nie przyjął oferowanej zapłaty. W miarę upływu czasu był coraz bardziej załamany. Zadanie wydawało się nie do wykonania.
Zaproponował kupno pierścienia chyba ponad stu kupcom, ale na nic. Przygnębiony i zupełnie załamany swoim niepowodzeniem wsiadł na konia i odjechał. Dużo by dał za to, aby móc ofiarować mistrzowi dukata  i uwolnić go od jego zmartwienia. Wtedy mógłby otrzymać radę i pomoc dla siebie. Podjechał pod chatę      i wszedł do środka.
- Mistrzu - powiedział - przykro mi bardzo, ale nie zdołałem uzyskać za pierścień żądanej przez ciebie sumy. Odwiedziłem prawie stu handlarzy i kupców. Najwięcej, co mi oferowano, nie przekraczało wartości dwóch czy trzech srebrników. Ale wiesz co? Stopniowo traciłem zapał i nie przekonywałem kupców wystrczająco dobrze. Przecież to nie jest uczciwe i wręcz niemoralne. Jak można kogoś oszukiwać i żądać tak dużo? Mówić że pierścień wart jest więcej, żądać za niego całego dukata, skoro wszyscy uważają inaczej?
- To, co powiedziałeś, jest bardzo mądre i bardzo ważne, młody przyjacielu - odparł mistrz, uśmiechając się. - Rzeczywiście, powinniśmy najpierw poznać prawdziwą wartość pierścienia. Wsiądź jeszcze raz na konia    i pojedź do starego jubilera na końcu miasta. Nikt lepiej niż on nie wyceni pierścienia. Powiedz, że ja cie przysyłam i że chcę sprzedać ten pierścień. Zapytaj go, ile jest wart i ile ci może zapłacić. Ale nie zważaj na jego propozycję kupna. Wróć z powrotem z pierścieniem.
Młodzieniec bardzo niechętnie wsiadł z powrotem na konia i pojechał. Stary jubiler starannie badał klejnot w świetle oliwnej lampy, patrzył na niego przez lupę, ważył pierścień na wadze i coś liczył na kartce papieru. Odłożył lupę i powiedział:
- Młodzieńcze, powiedz mistrzowi, że jeżeli zależy mu na tym, abym od razu kupił pierścień, to nie mogę dać mu więcej jak siedemdziesiąt osiem dukatów.
- Siedemdziesiąt osiem dukatów?! - wykrzyczał młodzieniec, nie mogąc opanować zdziwienia. Reakcję tę jubiler chyba źle odczytał, bo szybko dodał:
- Tak, wiem że to mało. Z czasem moglibyśmy znaleźć dobrego kupca i dostać za niego około dziewiędziesięciu.. stu - poprawił się - dukatów. No, ale jeśli to pilne, to dzisiaj tylko tyle.
Młodzieniec był rozentuzjazmowany. Pędził na łeb na szyję do mistrza, aby podzielić się z nim dobrą nowiną.
- Usiądź - powiedział spokojnie mistrz, wysłuchawszy go najpierw uważnie i ponownie nasuwając pierścień na mały palec lewej dłoni. - Ty również jesteś jak ten pierścień.
Jesteś skarbem, cennym klejnotem, jedynym w swoim rodzaju. Dlaczego budujesz własną wartość na podstawie opinii kogoś, kto tak naprawdę Cie nie zna? Szukaj w sobie.